Rozdział Piąty.
Podróż leżajskich pielgrzymów bladym świtem…
Gdy pisałem o dniu wczorajszym, to pisałem to dzisiaj w drodze do Hajfy. Jako leżajscy pielgrzymi wyruszyliśmy do Galilei. Tam spędzimy dwa dni. Rano z bagażem podręcznym zgłosiliśmy się na śniadanie. Mieliśmy zabrać ze sobą rzeczy na dwa dni. Śpimy dzisiaj w innym hotelu. Wielu z nas jest w kryzysie; albo bolą nogi i cierpimy na ciele albo mamy kryzys finansowy, bo fundusze się kurczą… Hajfa (Miasto jest położone na wybrzeżu Morza Śródziemnego, nad Zatoką Hajfy, na zboczach góry Karmel (546 m n.p.m). Krótki spacer po plaży, zbieraliśmy muszelki i nosiliśmy piasek do autokaru, przez co naraziliśmy się „woźnicy), czyli Amirowi (o nim może w kolejnym dniu….albo nie. Teraz słów kilka.) Amir to młody Arab. Kawaler szukający żony… Ma być piękna i bogata. Jest synem właściciela firny przewozowej. Pracuje u swojego ojca i jest kierowcą pielgrzymkowym. Miły, sympatyczny, chrześcijanin, którego powiedzeniem jest „jeśli Bóg da”. Nasze Panie (oczywiście te wolne) wpatrzone jak w obrazek. Dba o nas na każdym kroku. Kiedy spotkaliśmy go na lotnisku po wylądowaniu powitał nas trzema rzeczami: klimatyzowanym autokarem, kandyzowanymi daktylami i zimną wodą mineralną. Miłe z jego strony. Codziennie dostarcza nam wodę mineralną (only 1$ za butelkę albo 2$ za trzy butelki – taka promocja). Ogólnie dobry człowiek. Bardzo pomocny. Prawa i lewa ręka naszego przewodnika. Ok. Tyle o Amirze. Po spacerze nad morzem udaliśmy się na Karmel. Stąd na cały świat rozszedł się szkaplerz. Ks. Grzegorz przewodniczył Eucharystii. W kazaniu ks. Piotr miał ochotę przyjąć do Bractwa Szkaplerza nowych członków, ale jak się okazało, że w naszej parafii ponad 700 osób nosi szkaplerz, to… uświadomił sobie, że nikogo chętnego nie znajdzie, bo większość szkaplerz już nosi. Jestem dumny z Bractwa Szkaplerza Świętego w naszej parafii. Piękne świadectwo daliśmy dzisiaj. Potem oglądaliśmy ogrody jednaj z największych sekt (na szczęście tylko przez okno autokaru). Jej zawołanie, to „Rób, co chcesz jeżeli tylko sprawia ci to przyjemność”. Skąd my znamy to „RÓBTA CO CHCETA”…. Następnym postojem była Kana Galilejska. Małżonkowie obecni na pielgrzymce odnowili przysięgę małżeńską. A wcale ich mało nie było, bo 13 par małżeńskich. Muszę napisać, że przewodniczyłem temu wzruszającemu obrzędowi. Zdjęcia tego nie oddadzą. W tym momencie ks. Grzegorz przejął aparat i czynił honory fotografa pielgrzymkowego. Wracając do autokaru skusiliśmy się na sok z granatów… pycha. A no właśnie… oczywiście zakupiliśmy wino, bowiem w tym momencie (a jest godzina 20.23 i od godziny trwa w hotelu w Nazarecie Wesele. Tak przeskoczyłem o kilka ważnych miejsc, by poinformować, że o 15.40 pojawiliśmy się w hotelu w Nazarecie). Ale wracam już do Kany Galilejskiej. Kupiliśmy wino. Nie to, które w cudowny sposób przemienił z wody Pan Jezus, ale podobne. Po wyjeździe z Kany naszym oczom ukazała się Góra Tabor, Góra Przemienienia (wpisała się w historię Izraela jako miejsce schronienia i dobry strategiczny punkt do zwycięskiej walki z Kananejczykami (Sdz 4, 6. 12-16). Chrześcijanie tu umiejscawiają Przemienienie Pana Jezusa (Mt 17, 1-6). Dlatego dziś na jej szczycie znajduje się bazylika i monaster Przemienienia Pańskiego. Niektórzy sądzą, że również tu miało miejsce ostatnie pojawienie się Pana Jezusa (Mt 28, 16). Na szczyt góry wyjeżdżaliśmy busami po 12 osób. Autokar byłby bez szans. Po modlitwie Koronką do Bożego Miłosierdzia, prosiliśmy Boga, aby bardziej potrafić słuchać Jezusa… „To jest mój Syn Umiłowany. Jego słuchajcie”. Prosiliśmy również o przemianę naszych serc, by stały się bardziej bliskie Bogu. No i powracam do obecnego czasu. Jesteśmy w hotelu. Ja siedzę na recepcji, bo jedynie tutaj jest internet. A z piętra wyżej słychać… „jesteś szalona, mówię ci…” i inne… Trwa wesele. Były torty ufundowane przez Księży (Ks. Piotra Łabudę, Ks. Grzegorza i mnie – ks. Piotra). A co w Nazarecie? Takie ciche miasto, choć bardziej niebezpieczne od Betlejem. Byliśmy z Bazylice Zwiastowania. I tutaj całkiem na nowo wybrzmiał tekst: „W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”. Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?”. Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”. Na to rzekła Maryja: „Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!”. Wtedy odszedł od Niej anioł”.
Potem poszliśmy do Kościoła Św. Józefa. Niesamowity był to człowiek. Odkryliśmy Go jakoś na nowo. Później Stara Synagoga i powrót do hotelu. Resztę niech dopowiedzą zdjęcia. Na razie tylko tekst. Idziemy z księdzem Grzegorzem na wieczorne modły – te nasze kapłańskie. Modlimy się za Was wszystkich. Modlimy się w Waszych intencjach. W czwartek o 11 mamy Mszę w Wieczerniku. Łączcie się z nami. To będzie Msza w Waszych intencjach… Tęsknimy za parafią… (ale, to tak na ucho).
(amicusPETRUS)